25-01-2011, 00:00
Odcinek ten poświęcamy wyjątkowo jednej sprawie, zwykle bowiem jako temat naszych rozważań wybieramy zagadnienia powtarzające się o szerszym charakterze. Niemniej jednak opisany poniżej przypadek naszego klienta stanowi przykład tak absurdalnego rozumowania ubezpieczyciela iż postanowiliśmy go opisać.
Otóż nasz klient zatrzymał swój pojazd przed skrzyżowaniem tak aby w następstwie skręcić w lewo. Do lewoskrętu przygotowanych były trzy pojazdy stojące w kolumnie jedno za drugim. Pojazd sprawcy kolizji nadjechał jako czwarty z kolei i nie mogąc wyhamować przed stojącymi pojazdami uderzył w tył ostatniego, po czym dopchał go do drugiego pojazdu, a następnie do pierwszego. (pojazd sprawcy poruszał się bowiem z dość dużą prędkością).
Tak więc trzy pojazdy (nie licząc auta sprawcy) zostały uszkodzone. Dwa z nich dość poważnie – miały bowiem rozbite zarówno przód jak i tył. Auto sprawcy było ubezpieczone z polisy oc u jednego z potentatów ubezpieczeniowych. Trzej poszkodowani zwrócili się zatem do niego z roszczeniami odszkodowawczymi. Zwykle w takiej sytuacji ubezieczyciele chcąc ograniczyć lub wręcz odmówić wypłatom kwestionuje kolejność w którym auta najeżdżały na siebie.
Tym razem jednak Towarzystwo Ubezpieczeniowe wykorzystało fakt iż sprawca oświadczył że zawiódł go układ hamulcowy, który był naprawiany wcześniej. To tłumaczenie stanowi podstawę faktyczną odmowy trzem wypłatom. Ubezpieczyciel bowiem stwierdza iż winę ponosi awaria samochodu , a nie sam kierujący. Ignoruje się zupełnie fakt iż za stan techniczny pojazdu odpowiada jego właściciel. Oczywiście – naszym zdaniem – roszczenia poszkodowanych w takiej sytuacji są w pełni uzasadnione.
Należy zatem wypłacić odszkodowanie z oc sprawcy. Ten zaś może w drodze roszczenia regresowego dochodzić swoich praw od wykonawcy usługi naprawczej ( jeśli rzeczywiście udowodni iż awaria hamulców powstała z winy warsztatu naprawczego ). Ubezpieczyciel jednak woli dokonać karkołomnego rozumowania w wyniku którego próbuje usprawiedliwić sprawcę poprzez odwołanie się do zaistnienia tzw siły wyższej. Błąd w rozumowaniu ubezpieczyciela polega na tym iż przyczyna najechania na samochody tkwiła w samym aucie sprawcy ( a ten odpowiada przecież za stan techniczny pojazdu ), siła wyższa natomiast musi pochodzić od przyczyny zewnętrznej ( np. uderzenie pioruna, złamane nagle drzewo ).
Omawiana sprawa trafi niebawem na wokandę sądu, a tam zapewne ubezpieczyciel będzie musiał zapłacić za swoje błędne i absurdalne rozumowanie. Problem w tym że to klienci – poszkodowani będą musieli wyłożyć z góry pieniądze na koszty procesu ( wpis sądowy, koszty biegłych, koszty zastępstwa procesowego ), a na wyrok trzeba czekać nierzadko rok. Jeśli poszkodowany nie ma środków na remont uszkodzonego pojazdu i nie naprawi go przed wypłatą odszkodowania – powstaje pytanie czy po zakończonym długotrwałym procesie będzie jeszcze opłacalna naprawa pojazdu.
Powyższy przykład obrazuje ostatnio spotykaną coraz częściej praktykę ubezpieczycieli – a mianowicie nagminne stosowanie nawet najbardziej absurdalnych odmów byle tylko oddalić w czasie obowiązek zaspokojenia roszczeń. Niestety często taktyka ta odnosi sukces - klienci bowiem nierzadko odstępują od długotrwałych i kosztownych procesów. Czyżby Towarzystwa liczyły ponownie na zadziałanie siły wyższej gdyż poszkodowany może np. niedoczekać końca procesu , wyjechać za granicę, zniechęcić się z powodu coraz mniejszej determinacji i emocji związanych z kolizją ?
Podobne artykuły
Komentarze